Na sympozjach, zjazdach i konferencjach spotykam ludzi, którzy uważają siebie za wyśmienitych mówców. "Nie mam najmniejszej tremy kiedy występuję przed dużą publicznością. Wiem co mówić." – zapewniają. "Po prostu wchodzę na scenę, uśmiecham się i improwizuję."
Wielu z tych pewnych siebie prelegentów myli swobodną i płynną wypowiedź ze skuteczną komunikacją. Nie wątpię, że z przyjemnością dzielą się swoimi ciekawymi przemyśleniami ze słuchaczami, ale mam wątpliwości czy publiczność słucha tego z podobnym entuzjazmem.
Improwizowane wystąpienia są najczęściej niejasne i chaotyczne – brakuje im celu. Publiczność na koniec jest w najlepszym przypadku znudzona, w najgorszym – zdenerwowana i rozczarowana.
Są oczywiście wyjątkowi prelegenci – geniusze wystąpień publicznych, którzy wstają rano z pięknie zbudowanymi zdaniami, oryginalnymi przykładami, urzekającymi anegdotami i zaskakującymi puentami. Przez cały dzień zachwycają jasnymi myślami i mądrymi konkluzjami.
Statystyka ich nie lubi – nie ma ich wielu. Jeśli czytasz ten artykuł, prawdopodobnie nie jesteś jednym z nich.